Nigdy wcześniej nie sięgałam w
twórczość S. Kinga. „Ręka Mistrza” jest tytułem, nie tylko
autora, którego darzę szczególnym uznaniem, ale też naczelnym
„wyznacznikiem” dobrego smaku z mojej strony. Jest to pozycja,
której nigdy się nie zapomina. Zostaje w świadomości czytelnika i
kreuje jego nowe spojrzenie na literaturę grozy i fantastyki.
W polskiej wersji językowej wydania
podjęło się wydawnictwo Prószyński i S-ka w 2009 roku.
Przełożyło ono 628 stron błyskotliwej treści, która „ukryta”
pod niestandardową okładką (której wstrząsające znaczenie można
odkryć, kończąc książkę) szokuje nawet największych oponentów
tego stylu.
W momencie rozpoczęcia fabuły na
pierwszy plan wysuwa się Edgar Freementle – mężczyzna, który po
ciężkim wypadku jest zmuszony rozpocząć swoje życie na nowo.
Przeprowadza się na Florydę (wyspa Duma Key). Edgar, który
obrażenia otrzymał nie tylko na ciele, ale i na duszy, odkrywa w
sobie talent malarski. Nie jest świadom tego, że poprzez swoje
zdolności potrafi odzwierciedlić budzącą grozę rzeczywistość.
W trakcie fabuły bohater zbliża się do Elizabeth Eaastlake. Jest
to chora na autyzm staruszka, dzięki której Edgar wgłębia się w
tragiczną przeszłość rodziny Eastlake. Z czasem, pragnąc od niej
uciec, przeszłość familii mocniej zaczyna „naciskać” na jego
teraźniejszość.
Powieść przepełniają opisy
prezencji ludzkich zwłok, wyglądu duchów z przeszłości; nasycona
przekleństwami buduje rosnące napięcie.
Niestety, i tutaj możemy napotkać na
pewne „potknięcia” autora. Najbardziej widocznym błędem autora
jest przeprowadzony przez niego czas akcji. Powolne tempo, prowadzone
przez ¾ tekstu (głównie sentymentalne opisy miejsc i przeszłości)
jest mocno odpychające. Lecz warto jest „poczekać”, aby
ostatnia część mogła w pełni pokazać kunszt autora, a dzięki
temu wprowadzić w świat grozy z najwyższej światowej półki.
Jak wczoraj czytałam to sie właśnie zastanawiałam czy ty to napisałaś czy nie :] a tu jednak :d
OdpowiedzUsuń