Ojj. Nudziło mi się najwyraźniej. Czyli coś dla fanów Harrego Pottera. Córka Voldemorta. Mam niewiele napisane ( 51 stron ) , ale jak się komuś spodoba to możliwe, że kiedyś skończę. ; d
Rezydencja
Zimaaa. Shere leżała w łóżku
przykryta puchową pościelą. Z fascynacją spoglądała na spadające zwolna płatki
śniegu za jej oknem.
Zaczęła przymykać oczy…
Pyyyk.
Otworzyła je nagle. Stała
nad nią nieznana kobieta, o ciemnych lokach i ciężkich powiekach. Jakże dziwnie
wyglądała. Jednak Shere przeraziła się samą obecnością tej postaci. Nie
wiedziała co począć. Poczuła, że nie może się poruszyć. Nie było mowy o krzyku.
Kobieta zbliżyła się do jej
twarzy i zamrugała. Po chwili kpiącą się uśmiechnęła.
- Witaj Mała… - ozwała się,
a jej szept przeszył serce Shere.
Straszna
kobieta zrzuciła z niej pościel i pociągnęła za kołnierz koszuli do góry, aby
ta mogła wstać. Dziewczyna mimo wolnie zakryła twarz rękami, a następnie
usłyszała tylko głuche Pyyyk.
***
Pyyyk. Shere w dziwny sposób
przeniosła się do innego miejsca. „SEN” myślała dramatycznie. W jednej
sekundzie znalazłam się w ciemnym pokoju, w którym niewiele było widać. Kobieta
pchnęła ją w otchłań mieszkania. Poczuła pod sobą coś miękkiego. Zrozumiała, że
to łóżko. Podniosła się rękami i spojrzała w stronę kobiety. Zdążyła jedynie
zobaczyć rąbek jej sukni w drzwiach, które z trzaskiem zamknęła. „SEN” myślała
gorączkowo Shere.
Jednak po chwili zaczęła
rozumieć (?) sytuacje. Zaczęła się cofać. Dotarła do zimnej ściany. Osunęła
się, a następnie skuliła. Jedyne co przyszło jej teraz na myśl: „PORWANIE”. Łzy
grubą strugą poleciały po jej gładkich policzkach.
***
Shere zaczęła otwierać
powoli oczy. Przebudziła się ze strasznego snu. Mimo to, poczuła zimną
posadzkę, na której siedziała i wspomnienie wczorajszej nocy powróciło. Szybko
wstała, wydając z siebie głuchy jęk. Czy była już na granicy szaleństwa?
Wtem w hukiem ktoś wszedł
(wbiegł) do jej pokoju. Ta sama przedziwna kobieta, która porwała ją z jej
własnego łóżka (porwała? ale w jaki sposób?). Shere przyjrzała się jej mimo
temu. Twarz kobiety wskazywała, na ciężkie przeżycia w przeszłości. Teraz jej
mina przybrała grymas wściekłości. Wściekłości kierowanej właśnie ku Shere.
- Kim ty… - przerażona
dziewczyna chciała coś powiedzieć.
- Zamknij się! – przerwała
jej kobieta i zrobiła krok ku niej – Mówisz, jeżeli ci pozwolę. A mówię teraz
ja!
Shere poczuła jak mocno wali
jej serce. Nie miała pojęcia jak się ma zachowywać. W końcu to porwanie (?).
Ale postanowiła być posłużona.
- Jak ty wyglądasz… -
powiedziała ciszej, a następnie z kpiącą miną zaczęła wszystko tłumaczyć Shere:
- Oj biedne dziecko. Nie mam
zamiaru marnować na ciebie całego czasu. Więc szybko. Znalazłaś się w świecie
Magii. Czarodzieje, wróżki, smoki i co tam jeszcze chcesz. Okazałaś się
przydatną osobą dla nas, więc zaprosiliśmy cię tutaj. Będziesz się mnie
słuchać, to wyjdzie ci to na dobre. A jak nie? To ja już coś wymyśle.
Zaśmiała się cichutko
wypatrując reakcji Shere. Ale ta tylko stała i gapiła się na kobietę, jak na
wariatkę. „Mój koniec – pomyślała – Trafiłam do szaleńca… Koniec… Boże”
Kobieta chyba to zrozumiała,
bo nagle jej mina przybrała dziwny grymas.
- Nie rozumiesz…
Wtem wyjęła ( niewiadomo
skąd) patyk (różdżkę?) i machnęła nią w stronę Shere.
Dziewczyna poczuła nagle
dziwną moc, która przywarła ją do ściany. Magiaaa?
Shere uwierzyła. Otworzyła
ze zdziwienia usta.
- Oo. No to teraz już chyba
zrozumiałaś – ponownie zaczęła się śmiać. Machnęła różdżką w stronę szafy,
której wcześniej Shere nie widziała. Ta nagle się otworzyła prezentując stroje,
które odznaczały się wyłącznie jednym kolorem: czarnym.
- Jestem Bellatrix
Leastrange , twoja nowa opiekunka. Witaj w świecie Magii, Shere Riddle –
powiedziała zgrabnie bawiąc się różdżką. Jeszcze raz kpiąco się uśmiechnęła i
bezszelestnie wyszła z pokoju.
***
Shere zrozumiała (mniej
więcej) w jakiej znalazła się sytuacji.
- Świat Magii? – szepnęła –
Więc on istnieje? Nie możliwe. Ale to było coś takiego dziwnego. Nie
wytłumaczalnego.
Teraz poczuła fascynację tym
miejscem, zapominając o wszystkim. Czuła się tu dobrze. Miała od początku
przeczucie, że tu jest właśnie jej miejsce.
Jednak te wyobrażenia szybko
minęły. Shere wróciła do racjonalnego myślenia. Rozejrzała się po pokoju.
Dopiero teraz miała na to czas.
Był duży. W środku stało
łoże z baldachimem w bladych kolorach żółci. Po jego prawej stronie stała
ogromna szafa, na której tak kobieta, która nazwała siebie Bellatrix
prezentowała swoje możliwości. Natomiast po lewej stał przeogromny regał – na
książki, który mimo to stał pusty. Przy ów regale stało masywne, dębowe biurko.
Równie jak szafa, i biurko stało nagie. Towarzyszył mu fotel koloru zgniłej
zieleni. Jednak i on nie wyróżniał się niczym szczególnym.
Nie daleko znajdowało się
okno, które dopiero teraz przykuło uwagę Shere. Zbliżyła się do niego. Było
ogromne, a po bokach zwisały pięknie prezentujące się ciemne różowe firany
(„wszystko tu jest ciemne i zimne” – pomyślała Shere). Dotknęła szyby. Poczuła
lekki powiem chłodnego powietrza. W końcu była zima. Spojrzała na znajdujący
się przed nią krajobraz. Pagórki. Nic nadzwyczajnego. Wszystko zasypane
śniegiem. Shere zaczęło towarzyszyć uczucie kłamstwa. „Może to nie jest wcale
świat Magii” – pomyślała jak mogła być tak głupia, wierząc w takie bzdury.
Jednak zdołała dojrzeć kilka
postaci w dali. Wytężyła wzrok. Tam stał centaur. Najprawdziwszy centaur!
Głowa, tors, ręce – miał jak człowiek. A tułów? Konia.
Shere otworzyła szeroko usta
ze zdziwienia. „A jednak prawda!” – myślała.
Jednak centaur nie był sam.
Dookoła niego stała grupka ludzi. Wszyscy z różdżkami. Wyglądali na
rozbawionych. Centaur jednak zachowywał spokój. Shere pomyślała o najgorszym.
Czarodzieje jak jeden mąż podnieśli różdżki kierując je w centaura. I jak jeden
mąż wypowiedzieli pewną formułkę. Shere widziała ruch ust. Jednak nie słyszała
wypowiedzianych słów. I nagle z różdżek czarodziei „popłynął” czar, który miał
dosięgnąć centaura. Potwór wydał z siebie przeraźliwy krzyk, który dotarł nawet
do Shere. Ten głos przeszył jej serce. Zachwiała się do tyłu i upadła.
- Co to było…? – zdołała z
siebie cichutko wykrztusić, a następnie twarz schowała w dłoniach. Uznała to za
swoją porażkę.
I wtedy poczuła, że coś
śliskiego zaczyna pełzać jej po ręce, którą podtrzymywała się po upadku.
Serce zaczęło jej walić jak
oszalałe, ale nie miała odwagi aby spojrzeć na stwora.
- Proszę, odejdź – powiedziała szeptem Shere, jednak poczuła, jakby
to nie ona sama wypowiedziała te słowa. Zaczęła się jeszcze bardziej bać.
- Nie bój się Czarna Panienko. Zasługiwał na śmierć. Był postacią, która nam zagrażała. – zasyczał
wąż, ale Shere go zrozumiała, to było dla niej straszne. Spróbowała jednak:
- Zagrażał? – uczucie dziwnej mowy powróciło, a sama Shere
postanowiła się przełamać i spojrzeć.
Po jej ramionach piął się
ogromny i długi wąż, o łuskach w prążki koloru brązowo-ciemnozielonego. Shere
zachłysnęła się powietrzem, na jej widok.
- Jesteś wspaniałym dzieckiem Shere Riddle - wysyczał wąż.
-
Jaak jak… to możżżliwe, że ciee rozuu…
umiem.?
Wąż wystawił język z pyska i
zasyczał.
-
Jesteś potomkiem Slytherina. Posiadłaś dar wężoustych.
Shere wróciła pamięcią do
Bellatrix. Ona też wspomniała to nazwisko. Nie miała pojęcia, kogo mogło
oznaczać.
- Moi rodzice byli jego potomkami?
Wąż groźnie zasyczał i ze złości
otworzył paszczę pokazując rząd zabójczych zębów. Shere wzdrygnęła.
-
To mugole! – gniewnie zasyczał wąż.
- Nie rozumiem…
-
Mój Pan! Czarny Pan! To twój ojciec. Tamci to zwykli mugole, nie mający prawa
istnieć! – kontynuował nadal wściekły wąż – Słuchaj mnie uważnie Shere – syczał już
poważniej i spokojniej – Wkrótce poznasz
swojego ojca. Jednak musisz być gotowa, aby móc mu w pełni służyć. Oni cię
przygotują.
Wąż zakręcił się wokół szyi
Shere, jednak strach przed nim ustąpił, z dziewczyna poczuła, że to jest
właśnie jej przyjaciel (?).
-
Ja jestem Nagini – kontynuował wąż – Będę z tobą w stałym kontakcie. Nasze umysły są w pewnym sensie
połączone. Wszystko ma przejść po myśli Czarnego Pana. Bądź posłuszna i nie rób
głupstw. Kiedy świat zmieni się na lepsze, Pan daruje życie twoim mugolom. Ma
to być nagroda za twoją służbę. Nie zapomnij o tym. Kiedy popełnisz błąd, oni
zginą!
Nagini zsunęła jej się po
rękach na podłogę. Skierowała się do lekko uchylonych drzwi.
-
Odchodzę do Pana. Zawsze możesz mnie wezwać.
Jeszcze raz przystanęła i
zwróciła łeb w stronę Shere.
-
Uszykuj się i czekaj na Leastrange. Przyjdzie po ciebie. Bądź posłużna!
Wąż wypełznął. Jednak Shere
czuła jego obecność i swoim umyśle…
Mimo to postanowiła ustać na ich warunki. Cóż innego mogła zrobić? To było
straszne…
***
Shere stała przed lustrem
zawieszonym na lewych drzwiach szafy. Przebrała się, tak jak nakazał jej wąż.
Wiedziała, że to wszystko nie jest normalne, więc lepiej nie ryzykować
konfrontacji z tymi stworzeniami (?). Spojrzała na czarną suknię. Pasowała jej
do kruczoczarnych włosów, jak również podkreślały jej ciemne oczy.
Nagle spojrzała jeszcze raz
w stronę okna. Pokręciła głową na wspomnienie śmierci centaura. Nie miała
odwagi jeszcze raz spojrzeć na podwórze. Bała się tego, co dopiero miałaby
zobaczyć.
Wtedy do jej pokoju weszła
kolejna nieznana jej postać. Była to wysoka blondynka, o bladoniebieskich
oczach i wielkiej urodzie, którą zacieniał grymas na jej twarzy.
Spojrzała wyniośle na Shere,
jednak po chwili lekko się ukłoniła na przywitanie nowego gościa w swoim domu.
- Narcyza Malfoy, do usług –
przedstawiła się kobieta – Pani tego domu i siostra Bellatrix – mówiła dalej,
przeszywając Shere zabójczym wzrokiem – Bella mówiła, że jesteś krewną Rudolfa.
Miło mi gościć cię w moim domu.
- Mi również – Shere nisko
się ukłoniła. Zrozumiała powiązanie Bellatrix z tą kobietą i tym światem.
Wiedziała, że tej osobie również nie będzie mogła się przeciwstawić, więc
wolała już od początku stanąć po jej stronie.
Kobieta grymaśnie się uśmiechnęła,
a następnie dodała:
- Bella prosiła, abym po
ciebie wstąpiła – podniosła rękę w stronę drzwi – Czy byś mogła? – mówiła
kobieta pamiętając o estetyce, a może działały na nią słowa starszej siostry,
która przyznała, że Czarny Pan wielce miłuje jej krewną, gdyż jej siła i w
pełni nie odkryta moc, którą wyczuł będzie mu wielce przychylna.
Shere drżącym krokiem
ruszyła w stronę drzwi. Bała się momentu, w którym będzie musiała opuścić
pokój, ale wiedziała, że jest zdana na całkowitą łaskę tych ludzi.
Przekroczyła próg pokoju.
Jej oczyma ukazał się ogromny korytarz o kamiennej posadzce okrytej wytwornym
dywanem krwistego koloru. Jednak nie to przykuło uwagę Shere, a obrazy o
złotych ramach zawieszone na ścianie. Były to wyłącznie portrety. Zapewne rodzinne.
Najdziwniejsze było jednak to, że wszystkie przedstawiony na nich postacie były
w stanie snu. W natłoku myśli, Shere nie usłyszała nawet chrapania, które z
nich dochodziło. Jednakże ukoronowaniem tego, był ostatni obraz, obok którego
przechodziła Shere, a za nią pani Malfoy. Dziewczyna przystanęła przy
podobiźnie starszego mężczyzny, wyniszczonego przez życie, w czarnych szatach.
Przypatrywał się Shere. A ku jej zdziwieniu, nagle powstał z fotelu (w którym
dotychczas przesiadywał) i nisko ukłonił się Shere.
Dziewczyna ze zdziwieniem
spojrzała w stronę towarzyszącej jej kobiecie. Próbowała to ukryć, jednak była
również zaskoczona jak i sama Shere. Szybko zwróciła głowę ku Shere i nakazała
jej, aby szła dalej.
***
Shere dotknęła ogromnej,
dębowej balustrady z wyrzeźbionymi znakami, których nie znała. Schodziła powoli
z masywnych schodów, bojąc się tego co postanowią z nią zrobić. W końcu muszą
posiadać jakikolwiek cel odnośnie jej…
Ostatni stopień…
Znalazła się w ogromnym
pomieszczeniu. „Ten dom jest przerażająco wielki” wzdrygnęła się na tą myśl.
Była teraz w salonie. Wszystkie ściany były pomalowane na ciemny fiolet, a
panujący tu półmrok nadawała każdemu detalowi mroczny charakter. W centralnej
części salonu zbudowany był kominek (równie pokaźnych rozmiarów), w którym
paliło się ognisko, trzaskając palące w nim drewno. Spojrzała ku górze. Wisiał
tam najokazalszy żyrandol jaki kiedykolwiek w życiu widziała. Z lekkością
zwisały na nim kryształy, które jak lustro odbijały otaczający je pokój i
wszystkie szczegóły i postacie w nim przebywające. Niedaleko kominka stał długi stół z licznymi
krzesłami. Blat zastawiony był do połowy strawą. Tylko do połowy, gdzie stało
pięć krzeseł. Trzy już zajęte, natomiast dwa wolne. Shere pomyślała, że to dla
niej i towarzyszącej jej kobiety. Była rad, że właśnie tak będą mogły potoczyć
się jej dalsze losy. Z najbliższego miejsca wstał mężczyzna. Był dużo wyższy od
Shere. Podszedł do niej, wziął ją za rękę i lekkim muśnięciem ust ucałował ją,
przy czym nisko się ukłonił.
- Lucjusz Malfoy –
przedstawił się z lekkim uśmiechem – Gościsz w mym domu panienko.
Następnie nachylił się do
niej. Miał długie, jasne włosy, a stalowe oczy przenikały dogłębnie Shere.
Mężczyzna nagle słyszalnym ledwo głosem odezwał się:
- Witaj w domu Shere Riddle.
„w domu” Shere wzdrygnęła
się. Czyżby dlatego tu przybyła? Czyżby to było jej miejsce na świecie?
Pan Lucjusz odchylił się, a
następnie już mocniejszym głosem wypowiedział się:
- Już poznałaś moją żonę
Narcyzę – tu skinął na kobietę stojącą niedaleko Shere – Jesteś na dworze w Wiltshire. Toteż chciałbym ci również przedstawić mego syna.
Zza pleców pana Lucjusza wystąpił jego syn. Shere od razu pojęła, jak
ten chłopak był podobny do swojego ojca. Miał identycznie gładkie, jasne włosy
i spiczasty podbródek. Jak również te stalowe oczy, które urzekły Shere.
Mimo to chłopak nie wyglądał na zbytnio ucieszonego wizytą nieznajomej
dziewczyny w swoim domu. Podszedł do niej wyłącznie z przymusu ojca, chociaż
najchętniej już by ją z tąd wyrzucił. A jego oczy przeszywały ją tak, jak by
patrzył na kogoś z typowego miejskiego śmietnika. Samej Shere się to nie
spodobało.
Chłopak wyciągnął ku niej dłoń. Ona zawahała się, jednak podała mu swoją
rękę, który on z należytej kultury, chociaż z obrzydzeniem ucałował.
- Dracon Malfoy, do usług – odezwał się, szybko odsuwając od Shere.
Dziewczyna poczuła nagle czyjeś dłonie, na swych ramionach. Szybkim
ruchem głowy odwróciła się. Była to pani Narcyna, która lekkim pchnięciem
Shere, chciała aby ta usiadła na jednym z bogato zdobionych krzeseł, obok niej.
Dziewczyna wykonała to ulegle, wiedząc, że w tym domu trudno będzie się jej
odnaleźć i, że chociaż postać pani Narcyzy, tak krótko jej znanej, może być jej
pomocny w przyszłym życiu.
Siadając Shere wiedziała, że wszyscy się jej przyglądając. Poczuła, że
lekko się rumieni. Spojrzała na Bellatrix. Jak dotąd próbowała unikać jej
spojrzenia. Naprawdę się jej bała. A nie miała pewności, czy aby tutaj również
nie miała sposobności jej zaatakować. Po myśli „chodził” jej ciągle ten
centaur. Jednak nie miała pojęcia, czy zajęli się nim ci ludzie, w którymi
właśnie siedziała przy stole.
Bellatrix ze złowieszczym uśmiechem przypatrywała się Shere. Od teraz
była jej „opiekunką”. Przerażało to dziewczynę. Wzrok tej strasznej kobiety
uświadomił jej nagle, że w tym krótkim czasie ostrzeżono ją przed niepotrzebnymi
pytaniami. Nie do końca rozumiała swoje stanowisko w całym tym zamieszaniu. Ale
zdawała sobie sprawę, że jest to dla niektórych tajemnica wielkiej wagi, za
którą to właśnie Shere, albo jej rodzina mogłaby przypłacić życiem. Więc,
postanowiła nie odzywać się nie pytana, przed całą wieczerzę.
Spojrzała teraz na stół. Był zastawiona wieloma półmiskami pełnymi
jedzenia, którego zapach aż przebudził zmysły Shere. Mimo to, Shere nie była
głodna. Nie ufała tym ludziom. Bała się ich. Na pewno by z już stąd uciekła,
gdyby nie to wszystko. Gdyby nie ten wąż, który ją ostrzegł. Gdyby nie krótki
pokaz możliwości magicznych(?) nowych „przyjaciół”. Jednakże to jej starczyło,
aby pozostać na warunkach tego domu.
I w dodatku to dziwne przeczucie przynależności do tych ludzi. Nigdy się
tak nie czuła jak właśnie tutaj. Rozmyślała, teraz nad słowami pana Lucjusza
„witaj w domu”. A więc może to był właśnie jej dom? Tylko czemu akurat
dowiaduje się tego teraz? Było wiele pytać, które chciała komukolwiek zadać.
Ale nie tutaj. Musiała się powstrzymać. Nie miała najmniejszego pojęcia, komu
można coś mówić, a komu nie…
- Do jakiej chodziłaś szkoły? – z
rozmyślań wyrwał ją ten sam niemiły chłopak, który poprzednio nie zrobił na
niej najlepszego wrażenia. Nie była mu za to zbytnio wdzięczna. Jednak
zauważyła, że patrzy na jej pusty talerz, w czasie kiedy wszyscy już dawno
zaczęli swoją wieczerzę. Shere zakłopotała się tym, a następnie wróciła myślą
do pytania. Jednak ni zdążyła na nie nawet odchrząknąć, gdy za nią odpowiedziała
jej opiekunka:
- Niech cię to nie interesuje Draco – skwitowała go. A on zmieszany,
niepewnie kiwnął głową. Shere z lekkim rozbawieniem uznała, że i on się boi jej
opiekunki. A samej Bellatrix była wdzięczna, że skwitowała w ten sposób Draco,
co mimo wszystko pozwoliło jej na nieodpowiedzenie na to niezręczne pytanie.
Mimo to temat powiódł dalej. Po paru minutach ciszy pan Malfoy
postanowił wytłumaczyć synowi zaistniałą sytuację (jednakże tylko w pewnym
stopniu).
- Draco to było niezbyt odpowiednie pytanie – odchrząknął – Mimo to
powinieneś wiedzieć co nie co o naszym gościu. Otóż Shere – skłonił się lekko
ku niej – We wczesnym dzieciństwie trafiła pod opiekę zwykłej mugolskiej
rodziny – na co Draco z kpiącym uśmieszkiem zwrócił się ku Shere, a ona poczuła
jak zaczyna się w niej rozpalać złość – Czarny Pan od początku zdawał sobie
sprawę o zdolnościach jakie posiadła ów dziewczyna. Jednak wydarzenia po sobie
następujące uniemożliwiły nieco odzyskanie jej. Więc pozostała w opiece mugoli.
Jednakże – tu podniósł nieco głośniej – kiedy Czarny Pan powrócił, postanowił
na nowo zająć się sprawą Shere. Jej ukryta moc oraz czystość krwi (uważano, że
była daleką kuzynką z rodziną Lastrange) wzbudzała zachwyt Pana. Dlatego
postanowił, abyśmy to my zajęli się wychowaniem na nowo Shere. Mamy rozkaz
przygotować ją do przyszłego życia wśród nas. Teraz rozumiesz?
Jednak Draco siedział nieruchomo wpatrując się z lekkim niesmakiem w
ojca. Powoli rozumował każde wypowiedziane przez niego słowo, dochodząc do
wniosku, że Shere ma tu zostać. Oni mają ją „wychować”. Ma być jednym z nich. I
że jest wielce lubiana przez ich Mistrza. To było wszystko dla niego dziwne.
Ale nie tylko dla niego. Shere również słuchała tej wypowiedzi. Wciąż
zastanawiając się kim jest Czarny Pan i jaki ona ma z nim związek? To było
trudne. Ale musiała to zaakceptować. I to zrobiła. A ta dziwna siła, która nad
nią „stała” wmusiła w nią pozostanie tutaj i wiarę, że to co się tu dzieje jest
dobre…