A zaczęło się tym, że miałam napisać opowiadanie science-fiction na polski. Teraz widzimy efekty. ; d W przyszłym czasie stworzę z tego prawdziwą nowelkę ; D
Siedzę w oknie i patrzę na
otaczający mnie świat. Ale czy to ten prawdziwy? Dobrze wiem, że nie. Moja
planeta nie jest prawdą. Nie stworzyła jej przyroda, stworzył ją człowiek. Tak
bardzo chciał być bliżej Słońca, tak bardzo chciał nad nim zapanować… Spoglądam
w Niebo. Ale czy jest to prawdziwe Niebo? Chyba takie samo jak nasza Planeta.
Tłumaczą nam, że dzięki niej możliwe jest przeżycie w tak bliskiej odległości
od Słońca. Na niebieskiej poświacie
rozciągającej się nad moją głową widzę inne planety, ale te prawdziwe. Małego
Merkurego, który zaopatruje naszą Planetę w środki potrzebne do życia. Dalej
Wenus, zwaną krainą zakochanych. Byłam tam raz, chociaż nie zauroczyła mnie
swoją gościną. Patrzę dalej: Ziemia. Skupiam na niej dłużej wzrok. W
dzisiejszych czasach mało znacząca planeta, chociaż na historii uważana jest za
Matkę naszego gatunku. Przyglądam jej się. Nasze prowizoryczne Niebo pokazuje
planety w dość dużej skali, więc mogę się jej lepiej przypatrzyć. Dlaczego to
robię? Czemu nagle zaczęłam zastanawiać się nad bytem tej małej planety? Otóż
ponownie zostaje wysłana na Wymianę Międzygalaktyczną. Czyli tydzień pobytu na
wybranej odgórnie planecie. Dzieci z arystokratycznych rodzin co roku mają
możliwość Podróży (nazywam tak czas pobytu na Wymianie) do obcych planet w
ramach edukacyjnych. Mój ojciec jest Głównodowodzącym Inżynierii naszej
Planety, dlatego przysługuje mi takie prawo. A dzisiaj mam dzień odjazdu. Spoglądam
na swój pokój. Moje roboty spakowały mi już najpotrzebniejsze rzeczy. Spoglądam
w kąt pokoju. Leży tam mój mały robocik – Cyber Pies 4000v Premium. Następna
imitacja. Tym razem zwierzęcia. Nigdy nie widziałam żadnego psa. Chyba, że w
książkach. Mój Cyber Pies jest w spoczynku. Podłączony do gniazdka ładuje się,
aby nie brakło mu energii podczas Podróży. Staruszek ma już swoje lata. Parę
dni temu musiałam go oddać do naprawy, bo odpadło mu jedno ucho. Od tej pory
poinformowano mnie, że będzie pobierał więcej energii. Więc pozwalam mu teraz
na jej wyższą dawkę. Tata zaproponował mi nowego Cyber Zwierzaka, ale uparłam
się, że ma zostać, a on nie protestował. W końcu dostałam go od mamy, kiedy
byłam malutka. To jedyna rzecz, która mi ją przypomina po śmierci. Zeskakuję z
okna i idą w stronę drzwi.
- Helios – wołam Cyber Psa po imieniu, które dostał na cześć
greckiego tytana, który uosabiał się ze Słońcem. Widzę jak z gniazdka wychodzi
mały kabelek i chowa się w blaszanym ciele mego Cyber Psa, a następnie zielone
lampki, zastępujące mu oczy, patrzą na mnie wyczekująco. Jedną z ciekawych
funkcji tych urządzeń są właśnie oczy. Mój Cyber Zwierzak został tak
zaprogramowany, aby w pewnym stopniu pokazywać swoje uczucia. Chociaż, według
mnie ten Cyber Pies posiada więcej uczuć niż niejeden mieszkaniec Planety. A
oczy właśnie wskazują na uczucia tych robotów. Zielony kolor lampek wykazuje
zainteresowanie, niepewność. Żółty – szczęście. Czerwony – złość. Czarny –
nienawiść lub smutek. Oczy moje Cyber Psa świecą na zielono. Często właśnie ten
kolor faworyzuje w uczuciach Heliosa. Niektórzy uważają, że jako przestarzała
maszyna nie rozróżnia uczuć i może okazać się niebezpieczna, ale ja wiem, że
Helios – wrażliwy na moje humory, nie potrafi w inny sposób wykazać zainteresowania
moją osobą.
- Jedziemy na dół – informuje go, a on powoli macha do mnie
swym metalowym ogonkiem. Jest cały biały – czyli taki jak chciałam. Ma tylko
czarne jak węgielki uszy. Jest malutkim robocikiem. Większość Cyber Psów moich
znajomych jest większa od nich samych, ale ja wolałam zostać przy wersji mini.
Na szyi ma dekoracyjny radio-odbiornik z wyrytymi złotymi literami swoje
imienia.
Staję przed drzwiami, a one mechanicznie otwierają się i
przepuszczają w ogromny korytarz. Nie robi na mnie szczególnego wrażenia.
Wszystko tutaj jest takie samo. Nic się nie zmienia. Nawet kolory ścian są
takie same – białe. W korytarzu jest pusto. Kiedy byłam na Wenus, ściany domów
uginały się dosłownie od dodatków przypinanych do ścian: obrazków, dywanów,
fotografii. Tam ludzie przypinali wszystko co mieli pod ręką. Na Artifical
Planet nie ma takich zwyczajów. Dlatego nasza Planeta uchodzi na zimną, mimo
tak bliskiego kontaktu ze Słońcem. Wraz z Heliosem przechodzimy na drugi koniec
korytarza. Przed nami otwierają się srebrne drzwi windy. Wchodzimy do metalowej
skrzynki, a głos komputera wita się z nami.
- Dzień dobry, panienko Sanny. Na które piętro sobie
panienka życzy jechać? – uprzejmie pyta.
- Mam na imię Sann, głupi robocie – irytuję się, gdyż musze
jej to powtarzać za każdym razem, kiedy mam zamiar użyć windy – Na 00.
Czuję jak winda się przesuwa, a po chwili znajduje się na
Segmencie 00, gdzie powinien oczekiwać mnie mój ojciec.
Mimo to spotykam Robot Nanie –moją opiekunką po śmierci
matki, a mimo upływu czasu, ojciec zostawił ją w naszym domu, póki dysk sam jej
nie padnie. W stosunku do niej jest bardzo sentymentalny.
- Witam, panienko Sann – mówi i lekko przechyla się do
przodu. Kiedyś witała mnie lekkim
ukłonem. Teraz jej stare receptory nie pozwalają na to, a upiera się, że nie
potrzebuje nowych. Należy do samowolnych
robotów, więc ojciec szanuje jej decyzje.
- Gdzie mój ojciec, droga Cyber Nianiu? Miał tu mnie
oczekiwać.
- Musiał stawić się w Gangalionie. Pilne wezwanie. Za parę
dni ludność zacznie osiedlać Uran, a pan Syriusz musi nadzorować plany budowy –
wytłumaczyła Niania. Nie jestem ucieszona tym faktem. Chciałam, aby ojciec
towarzyszył mi przed Podróżą. Chociaż wiem, że teraz, kiedy nasz gatunek
zasiedla nową planetę, jej organizacja jest ważniejsza niż odprowadzenie ma nie
Statek. Mimo to, nie lubię Gangalionu. Zabiera większość czasu ojcu, który
powinien być przy mnie, a ciągle jest w Gangalionie. Jest to centrum naszej Planety,
a zarazem Kierownictwo Drogi Mlecznej – naszej galaktyki. W dodatku na urzędach
zasiadają puszyści faceci, bez krzty rozumu, którzy nakazują nam śmiać się z
ich małostkowych żartów.
- A więc kto odwiezie mnie na statek? – pytam zrezygnowana
Cyber Niani.
- Karpo, narzeczony panienki – informuje mnie robot, a ja ze
świstem wypuszczam powietrze z płuc. Karpo Once – krewny mojej matki. Zanim się
urodziłam postanowiono, że będę jego przyszłą żoną. Nic dziwnego. W sferze
arystokracji to rodzice wyszukują nam
małżonków. Nie lubię Karpo, chodź ojciec mówi, że to bardzo dobra partia. Jest
przystojny, wysoki, elegancki, umie się wysławiać, ale brak mu tego czegoś,
abym to ja mogła mu ulec. Więc, póki nie osiągnę dojrzałości, postanowiliśmy
pozostać w stosunkach przyjacielskich. Jedyną zaletą jaką widzę w tym chłopaku,
jest jego nazwisko. Nie chodzi mi o jego majątek. Po prostu jestem rada, że w
przyszłości będę mogła posiadać nazwisko, takie jak moja matka. A moje dzieci
będą nosiły imiona księżyców Jowisza, tak jak Karpo czy moja matka – Ananke.
- Panicz czeka – Cyber Niania wskazuje mi szklane drzwi, za
którymi znajduje się mój przyszły mąż. Kiwam tylko jej i odchodzę w jego
stronę.
Szklane drzwi rozwarły się przede mną, a ja wyszłam na
Atmosferę – kolejny sztuczny twór naszej Planety. Na Wenus nie potrzebowali
tylu wynalazków, a my żyjemy w całkowicie sztucznym świecie.
Słysząc szelest otwierających się drzwi, Karpo szybko
zwrócił się w moją stronę. Podszedł blisko mnie i jak zwykle, ujął mnie za rękę
i pocałował. Jest to miły gest. Na innych planetach również go powtarzają,
dlatego jako nieliczny nie jest dla mnie sztuczny. Mimo to, inny czynnik może
na to wpływać. Ród Once wywodzi się z dalekiego Jowisza. Byli pierwszymi
ludźmi, którzy zamieszkali go po zamarznięciu gazu z którego był zbudowany.
Dlatego też gesty Karpo wydają mi się takie prawdziwe. Dobrze też wiem, że
jestem jedyną osobą, która trzyma go na tej planecie. I bardzo dobrze wiem, że
po naszym małżeństwie przeniesiemy się na Jowisz, gdzie spędzę ostatnie dni
mojego życia i już nigdy nie zobaczę Artifical Planet. Nie lubię tej
sztuczności. Jednak wychowałam się tutaj i trudno jest mi zrozumieć, że kiedyś
będę musiała opuścić to miejsce.
Karpo bierze mnie za rękę i prowadzi do Kabiny – pojazdu
elektrycznego, którym poruszamy się po Planecie. Otwiera przede mną klapę i
pomaga mi wejść do środka. Usadawiam się na fotelu i patrzę w przestrzeń przez
szklaną szybę Kabiny. Rozmyślam, że za parę godzin zobaczę Matkę Artifical
Planet – Ziemię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ładnie proszę o komentarzyyk. ; d