środa, 18 kwietnia 2012

; dd

Ostatnio trochę się zaopuściłam w postach, wiec przydałoby się coś dzisiaj wstawić. Ostatnio nie miałam za dużo czasu i weny, aby coś nowego stworzyć, więc tylko wstawię kolejny fragment Destiny. tak jak mówiłam już w poście zapowiadającym tą powieść, błędów jest masa. Ale teraz nie bd poprawiać. ; pp

O i taka uwaga, dla mniej kumatych. Są zakładki tutaj, wiec zamiast szukać wpisów, całą daną historyjkę znajdziecie w odpowiedniej zakładcee. ; pp



Seele szła. Nie wiedziała dokąd. Wiedziała jednak, że musi jak najdalej znaleźć się od rodzinnego domu. Jeżeli mogła go nazwać rodzinnym. Nie miała tam rodziny. Chociaż kochała przybranego ojca i siostry. Ale nienawidziła tej starej wiedźmy.
Przysiadła przy drzewie. Musiała poskładać myśli. Znajdowała się po za zasięgiem domu. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. „Kim ja naprawdę jestem?” – pytała siebie w duchu. Nic nie rozumiała. Nagle przypomniała sobie w tajemniczym pakunku od ojca. Mówił, żeby nie dotykać, ale ciekawość Seele był zbyt wielka. Mimo przestrogi wyjęła paczuszkę z torby. Zatrzymała oddech i dotknęła tkaninę, która pieczętowała tajemniczą rzecz. W tym momencie tkanina spaliła się, a Seele ze strachu odskoczyła, odrzucając tą rzecz. Spojrzała najpierw na swoje dłonie. Mimo iż cała tkanina spaliła się jednocześnie, jej ogień nie tchnął, co wydało jej się na wymiar dziwne, gdyż cały czas trzymała ją. Potem na spaloną tkaninę. Lecz po niej nie został ślad, jednak zostało to co skrywała. Była to rękojeść. Zwyczajna rękojeść.
- Po co dał mi rękojeść? Nawet nie miecz. Nie obronie się tym – pomyślała i zbliżyła się do rękojeści. Nie widząc w niej nic szczególnego wzięła ją do ręki i bliżej obejrzała. Wtedy zauważyła, że rękojeść bardziej przypomina flet. A może pół na pół?
- Dość dziwne – powiedziała Seele do siebie – Jak można grać na rękojeści?
I wtedy podniosła rękojeść i przyłożyła do ust. Zaczęła grać. I nagle dookoła niej rozpalił się okrąg. Szczelnie ją otaczając. Przestała ze strachu grać. Nie wiedziała też jak wydostać się z ognistego okręgu. I w tym momencie z okręgu uformował się ogromny feniks. Wyleciał w górę. Rozprostował swoje palące się skrzydła nad Seele i na tle feniksa pojawił się ledwo widoczny chłopak. Miał zasłonięte pół twarzy czarną chustą, na ramiona miał mocno ściśnięte bandaże. Na plecach sterczał mu miecz. Seele krzyknęła z przerażenia. Ale to nie był koniec niespodzianek. Teraz do uszu Seele dotarł przeraźliwy krzyk. Nigdy nie słyszała niczego podobnego. Przez promienie ognistego okręgu dowidziała zielone, większe o wiele od zwykłego człowieka potwory – do niczego nie podobne. To było już o wiele za dużo. Zaczęła krzyczeć. I w tym momencie przeraźliwie krzyknął feniks nad nią, ogłuszając dziwne stwory, a nie zagłuszając samej Seele.
Stwory zaczęły jęczeć z bólu. Były naprawdę szkaradne. Ogromne, łyse. Bez zębów i z wielkimi pałkami. Skromnie ubrani. Kryjąc tylko dolne części ciała. I do tego były całe włochate.
Seele zauważyła co robi w tym momencie Feniks i poczuła dziwną więź z nim, której nie rozumiała. Złapała mocniej za rękojeść i wtedy feniks wraz z postacią młodego mężczyzny skierowały się w rękojeści tworząc z nią całość. I nim to się stało. Seele z dziwnego przymusu zamknęła oczy. Poczuła się nagle lekko. Nie trzymała już żadnej rękojeści. Nie czuła torby przepasanej przez ramię. Nie czuła nic. Spróbowała otworzyć oczy. Widziała ciemność. I nagle po raz kolejny pojawił się feniks. Okrążył ją, a następnie wylądował przed nią. A Seele nie mogła się nawet ruszyć. Mogła tylko patrzeć. Feniks ponownie rozprostował skrzydła i pojawiła się postać tajemniczego mężczyzny. Był młodym i ładnym chłopcem. W wieku Seele. Patrzyli na siebie nic nie mówiąc. Nagle chłopak skłonił się przed nią. Nic nie mówił, Seele zrozumiała, że nie może mówić i dlatego ma opaskę na twarzy. Chłopak wstał i cofnął się do feniksa. Ten przymknął skrzydła i Seele znalazła się w rzeczywistym świecie.  Znów widziała te straszne stwory. Jednakże feniks przestał krzyczeć, a one wróciły do normalności. Seele zauważyła że tam gdzie powinien widnieć stalowa płyta jej miecza, palił się wyraźny ogień. Przeraziła się. Jednak nie znała innego wyjścia z sytuacji, niż użycie tego aby pokonać owe stwory. Bała się odkrycia drzemiącej w rękojeści mocy. Lecz wzięła duży zamach i zarzuciła płomieniami w stronę zielonych stworów. Płomienia poleciały posłusznie w kierunku napastników, parząc ich. A najbliżej stojących poczęły wręcz topić. Seele zemdliło na ten widok. Zielona skóra, niczym stopiony wosk zaczęła spływać po ogromnych cielskach dziwnych stworów.
I nagle Seele zrobiło się słabo. Nie od następujących widoków, tylko tak po prostu. Kolana zaczęły się pod nią uginać. Powieki powoli zamykały się, mimo sprzecznej woli dziewczyny. I spadła. Teraz leżała twarzą do błękitnego nieba. Ogień na około niej zmniejszył się, pozostawiając małe płomyczki i nie wypalając leśnej trawy. Ostatnie co zdążyła jeszcze zobaczyć, to postać kolejnego chłopca. Która brała ją na ręce i wtedy Seele zemdlała.

1 komentarz:

Ładnie proszę o komentarzyyk. ; d