wtorek, 29 maja 2012

Córka Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać

Ojj. Nudziło mi się najwyraźniej. Czyli coś dla fanów Harrego Pottera. Córka Voldemorta. Mam niewiele napisane ( 51 stron ) , ale jak się komuś spodoba to możliwe, że kiedyś skończę. ; d


Rezydencja
Zimaaa. Shere leżała w łóżku przykryta puchową pościelą. Z fascynacją spoglądała na spadające zwolna płatki śniegu za jej oknem.
Zaczęła przymykać oczy…
Pyyyk.
Otworzyła je nagle. Stała nad nią nieznana kobieta, o ciemnych lokach i ciężkich powiekach. Jakże dziwnie wyglądała. Jednak Shere przeraziła się samą obecnością tej postaci. Nie wiedziała co począć. Poczuła, że nie może się poruszyć. Nie było mowy o krzyku.
Kobieta zbliżyła się do jej twarzy i zamrugała. Po chwili kpiącą się uśmiechnęła.
- Witaj Mała… - ozwała się, a jej szept przeszył serce Shere.
Straszna kobieta zrzuciła z niej pościel i pociągnęła za kołnierz koszuli do góry, aby ta mogła wstać. Dziewczyna mimo wolnie zakryła twarz rękami, a następnie usłyszała tylko głuche Pyyyk.
***
Pyyyk. Shere w dziwny sposób przeniosła się do innego miejsca. „SEN” myślała dramatycznie. W jednej sekundzie znalazłam się w ciemnym pokoju, w którym niewiele było widać. Kobieta pchnęła ją w otchłań mieszkania. Poczuła pod sobą coś miękkiego. Zrozumiała, że to łóżko. Podniosła się rękami i spojrzała w stronę kobiety. Zdążyła jedynie zobaczyć rąbek jej sukni w drzwiach, które z trzaskiem zamknęła. „SEN” myślała gorączkowo Shere.
Jednak po chwili zaczęła rozumieć (?) sytuacje. Zaczęła się cofać. Dotarła do zimnej ściany. Osunęła się, a następnie skuliła. Jedyne co przyszło jej teraz na myśl: „PORWANIE”. Łzy grubą strugą poleciały po jej gładkich policzkach.
***
Shere zaczęła otwierać powoli oczy. Przebudziła się ze strasznego snu. Mimo to, poczuła zimną posadzkę, na której siedziała i wspomnienie wczorajszej nocy powróciło. Szybko wstała, wydając z siebie głuchy jęk. Czy była już na granicy szaleństwa?
Wtem w hukiem ktoś wszedł (wbiegł) do jej pokoju. Ta sama przedziwna kobieta, która porwała ją z jej własnego łóżka (porwała? ale w jaki sposób?). Shere przyjrzała się jej mimo temu. Twarz kobiety wskazywała, na ciężkie przeżycia w przeszłości. Teraz jej mina przybrała grymas wściekłości. Wściekłości kierowanej właśnie ku Shere.
- Kim ty… - przerażona dziewczyna chciała coś powiedzieć.
- Zamknij się! – przerwała jej kobieta i zrobiła krok ku niej – Mówisz, jeżeli ci pozwolę. A mówię teraz ja!
Shere poczuła jak mocno wali jej serce. Nie miała pojęcia jak się ma zachowywać. W końcu to porwanie (?). Ale postanowiła być posłużona.
- Jak ty wyglądasz… - powiedziała ciszej, a następnie z kpiącą miną zaczęła wszystko tłumaczyć Shere:
- Oj biedne dziecko. Nie mam zamiaru marnować na ciebie całego czasu. Więc szybko. Znalazłaś się w świecie Magii. Czarodzieje, wróżki, smoki i co tam jeszcze chcesz. Okazałaś się przydatną osobą dla nas, więc zaprosiliśmy cię tutaj. Będziesz się mnie słuchać, to wyjdzie ci to na dobre. A jak nie? To ja już coś wymyśle.
Zaśmiała się cichutko wypatrując reakcji Shere. Ale ta tylko stała i gapiła się na kobietę, jak na wariatkę. „Mój koniec – pomyślała – Trafiłam do szaleńca… Koniec… Boże”
Kobieta chyba to zrozumiała, bo nagle jej mina przybrała dziwny grymas.
- Nie rozumiesz…
Wtem wyjęła ( niewiadomo skąd) patyk (różdżkę?) i machnęła nią w stronę Shere.
Dziewczyna poczuła nagle dziwną moc, która przywarła ją do ściany. Magiaaa?
Shere uwierzyła. Otworzyła ze zdziwienia usta.
- Oo. No to teraz już chyba zrozumiałaś – ponownie zaczęła się śmiać. Machnęła różdżką w stronę szafy, której wcześniej Shere nie widziała. Ta nagle się otworzyła prezentując stroje, które odznaczały się wyłącznie jednym kolorem: czarnym.
- Jestem Bellatrix Leastrange , twoja nowa opiekunka. Witaj w świecie Magii, Shere Riddle – powiedziała zgrabnie bawiąc się różdżką. Jeszcze raz kpiąco się uśmiechnęła i bezszelestnie wyszła z pokoju.
***
Shere zrozumiała (mniej więcej) w jakiej znalazła się sytuacji.
- Świat Magii? – szepnęła – Więc on istnieje? Nie możliwe. Ale to było coś takiego dziwnego. Nie wytłumaczalnego.
Teraz poczuła fascynację tym miejscem, zapominając o wszystkim. Czuła się tu dobrze. Miała od początku przeczucie, że tu jest właśnie jej miejsce.
Jednak te wyobrażenia szybko minęły. Shere wróciła do racjonalnego myślenia. Rozejrzała się po pokoju. Dopiero teraz miała na to czas.
Był duży. W środku stało łoże z baldachimem w bladych kolorach żółci. Po jego prawej stronie stała ogromna szafa, na której tak kobieta, która nazwała siebie Bellatrix prezentowała swoje możliwości. Natomiast po lewej stał przeogromny regał – na książki, który mimo to stał pusty. Przy ów regale stało masywne, dębowe biurko. Równie jak szafa, i biurko stało nagie. Towarzyszył mu fotel koloru zgniłej zieleni. Jednak i on nie wyróżniał się niczym szczególnym.
Nie daleko znajdowało się okno, które dopiero teraz przykuło uwagę Shere. Zbliżyła się do niego. Było ogromne, a po bokach zwisały pięknie prezentujące się ciemne różowe firany („wszystko tu jest ciemne i zimne” – pomyślała Shere). Dotknęła szyby. Poczuła lekki powiem chłodnego powietrza. W końcu była zima. Spojrzała na znajdujący się przed nią krajobraz. Pagórki. Nic nadzwyczajnego. Wszystko zasypane śniegiem. Shere zaczęło towarzyszyć uczucie kłamstwa. „Może to nie jest wcale świat Magii” – pomyślała jak mogła być tak głupia, wierząc w takie bzdury.
Jednak zdołała dojrzeć kilka postaci w dali. Wytężyła wzrok. Tam stał centaur. Najprawdziwszy centaur! Głowa, tors, ręce – miał jak człowiek. A tułów? Konia.
Shere otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. „A jednak prawda!” – myślała.
Jednak centaur nie był sam. Dookoła niego stała grupka ludzi. Wszyscy z różdżkami. Wyglądali na rozbawionych. Centaur jednak zachowywał spokój. Shere pomyślała o najgorszym. Czarodzieje jak jeden mąż podnieśli różdżki kierując je w centaura. I jak jeden mąż wypowiedzieli pewną formułkę. Shere widziała ruch ust. Jednak nie słyszała wypowiedzianych słów. I nagle z różdżek czarodziei „popłynął” czar, który miał dosięgnąć centaura. Potwór wydał z siebie przeraźliwy krzyk, który dotarł nawet do Shere. Ten głos przeszył jej serce. Zachwiała się do tyłu i upadła.
- Co to było…? – zdołała z siebie cichutko wykrztusić, a następnie twarz schowała w dłoniach. Uznała to za swoją porażkę.
I wtedy poczuła, że coś śliskiego zaczyna pełzać jej po ręce, którą podtrzymywała się po upadku.
Serce zaczęło jej walić jak oszalałe, ale nie miała odwagi aby spojrzeć na stwora.
- Proszę, odejdź – powiedziała szeptem Shere, jednak poczuła, jakby to nie ona sama wypowiedziała te słowa. Zaczęła się jeszcze bardziej bać.
- Nie bój się Czarna Panienko. Zasługiwał na śmierć. Był  postacią, która nam zagrażała. – zasyczał wąż, ale Shere go zrozumiała, to było dla niej straszne. Spróbowała jednak:
- Zagrażał? – uczucie dziwnej mowy powróciło, a sama Shere postanowiła się przełamać i spojrzeć.
Po jej ramionach piął się ogromny i długi wąż, o łuskach w prążki koloru brązowo-ciemnozielonego. Shere zachłysnęła się powietrzem, na jej widok.
- Jesteś wspaniałym dzieckiem Shere Riddle  - wysyczał wąż.
- Jaak jak… to możżżliwe, że  ciee rozuu… umiem.?
Wąż wystawił język z pyska i zasyczał.
- Jesteś potomkiem Slytherina. Posiadłaś dar wężoustych.
Shere wróciła pamięcią do Bellatrix. Ona też wspomniała to nazwisko. Nie miała pojęcia, kogo mogło oznaczać.
- Moi rodzice byli jego potomkami?
Wąż groźnie zasyczał i ze złości otworzył paszczę pokazując rząd zabójczych zębów. Shere wzdrygnęła.
- To mugole! – gniewnie zasyczał wąż.
- Nie rozumiem…
- Mój Pan! Czarny Pan! To twój ojciec. Tamci to zwykli mugole, nie mający prawa istnieć! – kontynuował nadal wściekły wąż – Słuchaj mnie uważnie Shere – syczał już poważniej i spokojniej – Wkrótce poznasz swojego ojca. Jednak musisz być gotowa, aby móc mu w pełni służyć. Oni cię przygotują.
Wąż zakręcił się wokół szyi Shere, jednak strach przed nim ustąpił, z dziewczyna poczuła, że to jest właśnie jej przyjaciel (?).
- Ja jestem Nagini – kontynuował wąż – Będę z tobą w stałym kontakcie. Nasze umysły są w pewnym sensie połączone. Wszystko ma przejść po myśli Czarnego Pana. Bądź posłuszna i nie rób głupstw. Kiedy świat zmieni się na lepsze, Pan daruje życie twoim mugolom. Ma to być nagroda za twoją służbę. Nie zapomnij o tym. Kiedy popełnisz błąd, oni zginą!
Nagini zsunęła jej się po rękach na podłogę. Skierowała się do lekko uchylonych drzwi.
- Odchodzę do Pana. Zawsze możesz mnie wezwać.
Jeszcze raz przystanęła i zwróciła łeb w stronę Shere.
- Uszykuj się i czekaj na Leastrange. Przyjdzie po ciebie. Bądź posłużna!
Wąż wypełznął. Jednak Shere czuła jego obecność i swoim umyśle…
Mimo to postanowiła ustać na ich warunki. Cóż innego mogła zrobić? To było straszne…
***
Shere stała przed lustrem zawieszonym na lewych drzwiach szafy. Przebrała się, tak jak nakazał jej wąż. Wiedziała, że to wszystko nie jest normalne, więc lepiej nie ryzykować konfrontacji z tymi stworzeniami (?). Spojrzała na czarną suknię. Pasowała jej do kruczoczarnych włosów, jak również podkreślały jej ciemne oczy.
Nagle spojrzała jeszcze raz w stronę okna. Pokręciła głową na wspomnienie śmierci centaura. Nie miała odwagi jeszcze raz spojrzeć na podwórze. Bała się tego, co dopiero miałaby zobaczyć.
Wtedy do jej pokoju weszła kolejna nieznana jej postać. Była to wysoka blondynka, o bladoniebieskich oczach i wielkiej urodzie, którą zacieniał grymas na jej twarzy.
Spojrzała wyniośle na Shere, jednak po chwili lekko się ukłoniła na przywitanie nowego gościa w swoim domu.
- Narcyza Malfoy, do usług – przedstawiła się kobieta – Pani tego domu i siostra Bellatrix – mówiła dalej, przeszywając Shere zabójczym wzrokiem – Bella mówiła, że jesteś krewną Rudolfa. Miło mi gościć cię w moim domu.
- Mi również – Shere nisko się ukłoniła. Zrozumiała powiązanie Bellatrix z tą kobietą i tym światem. Wiedziała, że tej osobie również nie będzie mogła się przeciwstawić, więc wolała już od początku stanąć po jej stronie.
Kobieta grymaśnie się uśmiechnęła, a następnie dodała:
- Bella prosiła, abym po ciebie wstąpiła – podniosła rękę w stronę drzwi – Czy byś mogła? – mówiła kobieta pamiętając o estetyce, a może działały na nią słowa starszej siostry, która przyznała, że Czarny Pan wielce miłuje jej krewną, gdyż jej siła i w pełni nie odkryta moc, którą wyczuł będzie mu wielce przychylna.
Shere drżącym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Bała się momentu, w którym będzie musiała opuścić pokój, ale wiedziała, że jest zdana na całkowitą łaskę tych ludzi.
Przekroczyła próg pokoju. Jej oczyma ukazał się ogromny korytarz o kamiennej posadzce okrytej wytwornym dywanem krwistego koloru. Jednak nie to przykuło uwagę Shere, a obrazy o złotych ramach zawieszone na ścianie. Były to wyłącznie portrety. Zapewne rodzinne. Najdziwniejsze było jednak to, że wszystkie przedstawiony na nich postacie były w stanie snu. W natłoku myśli, Shere nie usłyszała nawet chrapania, które z nich dochodziło. Jednakże ukoronowaniem tego, był ostatni obraz, obok którego przechodziła Shere, a za nią pani Malfoy. Dziewczyna przystanęła przy podobiźnie starszego mężczyzny, wyniszczonego przez życie, w czarnych szatach. Przypatrywał się Shere. A ku jej zdziwieniu, nagle powstał z fotelu (w którym dotychczas przesiadywał) i nisko ukłonił się Shere.
Dziewczyna ze zdziwieniem spojrzała w stronę towarzyszącej jej kobiecie. Próbowała to ukryć, jednak była również zaskoczona jak i sama Shere. Szybko zwróciła głowę ku Shere i nakazała jej, aby szła dalej.
***
Shere dotknęła ogromnej, dębowej balustrady z wyrzeźbionymi znakami, których nie znała. Schodziła powoli z masywnych schodów, bojąc się tego co postanowią z nią zrobić. W końcu muszą posiadać jakikolwiek cel odnośnie jej…
Ostatni stopień…
Znalazła się w ogromnym pomieszczeniu. „Ten dom jest przerażająco wielki” wzdrygnęła się na tą myśl. Była teraz w salonie. Wszystkie ściany były pomalowane na ciemny fiolet, a panujący tu półmrok nadawała każdemu detalowi mroczny charakter. W centralnej części salonu zbudowany był kominek (równie pokaźnych rozmiarów), w którym paliło się ognisko, trzaskając palące w nim drewno. Spojrzała ku górze. Wisiał tam najokazalszy żyrandol jaki kiedykolwiek w życiu widziała. Z lekkością zwisały na nim kryształy, które jak lustro odbijały otaczający je pokój i wszystkie szczegóły i postacie w nim przebywające.  Niedaleko kominka stał długi stół z licznymi krzesłami. Blat zastawiony był do połowy strawą. Tylko do połowy, gdzie stało pięć krzeseł. Trzy już zajęte, natomiast dwa wolne. Shere pomyślała, że to dla niej i towarzyszącej jej kobiety. Była rad, że właśnie tak będą mogły potoczyć się jej dalsze losy. Z najbliższego miejsca wstał mężczyzna. Był dużo wyższy od Shere. Podszedł do niej, wziął ją za rękę i lekkim muśnięciem ust ucałował ją, przy czym nisko się ukłonił.
- Lucjusz Malfoy – przedstawił się z lekkim uśmiechem – Gościsz w mym domu panienko.
Następnie nachylił się do niej. Miał długie, jasne włosy, a stalowe oczy przenikały dogłębnie Shere. Mężczyzna nagle słyszalnym ledwo głosem odezwał się:
- Witaj w domu Shere Riddle.
„w domu” Shere wzdrygnęła się. Czyżby dlatego tu przybyła? Czyżby to było jej miejsce na świecie?
Pan Lucjusz odchylił się, a następnie już mocniejszym głosem wypowiedział się:
- Już poznałaś moją żonę Narcyzę – tu skinął na kobietę stojącą niedaleko Shere – Jesteś na dworze w Wiltshire. Toteż chciałbym ci również przedstawić mego syna.
Zza pleców pana Lucjusza wystąpił jego syn. Shere od razu pojęła, jak ten chłopak był podobny do swojego ojca. Miał identycznie gładkie, jasne włosy i spiczasty podbródek. Jak również te stalowe oczy, które urzekły Shere.
Mimo to chłopak nie wyglądał na zbytnio ucieszonego wizytą nieznajomej dziewczyny w swoim domu. Podszedł do niej wyłącznie z przymusu ojca, chociaż najchętniej już by ją z tąd wyrzucił. A jego oczy przeszywały ją tak, jak by patrzył na kogoś z typowego miejskiego śmietnika. Samej Shere się to nie spodobało.
Chłopak wyciągnął ku niej dłoń. Ona zawahała się, jednak podała mu swoją rękę, który on z należytej kultury, chociaż z obrzydzeniem ucałował.
- Dracon Malfoy, do usług – odezwał się, szybko odsuwając od Shere.
Dziewczyna poczuła nagle czyjeś dłonie, na swych ramionach. Szybkim ruchem głowy odwróciła się. Była to pani Narcyna, która lekkim pchnięciem Shere, chciała aby ta usiadła na jednym z bogato zdobionych krzeseł, obok niej. Dziewczyna wykonała to ulegle, wiedząc, że w tym domu trudno będzie się jej odnaleźć i, że chociaż postać pani Narcyzy, tak krótko jej znanej, może być jej pomocny w przyszłym życiu.
Siadając Shere wiedziała, że wszyscy się jej przyglądając. Poczuła, że lekko się rumieni. Spojrzała na Bellatrix. Jak dotąd próbowała unikać jej spojrzenia. Naprawdę się jej bała. A nie miała pewności, czy aby tutaj również nie miała sposobności jej zaatakować. Po myśli „chodził” jej ciągle ten centaur. Jednak nie miała pojęcia, czy zajęli się nim ci ludzie, w którymi właśnie siedziała przy stole.
Bellatrix ze złowieszczym uśmiechem przypatrywała się Shere. Od teraz była jej „opiekunką”. Przerażało to dziewczynę. Wzrok tej strasznej kobiety uświadomił jej nagle, że w tym krótkim czasie ostrzeżono ją przed niepotrzebnymi pytaniami. Nie do końca rozumiała swoje stanowisko w całym tym zamieszaniu. Ale zdawała sobie sprawę, że jest to dla niektórych tajemnica wielkiej wagi, za którą to właśnie Shere, albo jej rodzina mogłaby przypłacić życiem. Więc, postanowiła nie odzywać się nie pytana, przed całą wieczerzę.
Spojrzała teraz na stół. Był zastawiona wieloma półmiskami pełnymi jedzenia, którego zapach aż przebudził zmysły Shere. Mimo to, Shere nie była głodna. Nie ufała tym ludziom. Bała się ich. Na pewno by z już stąd uciekła, gdyby nie to wszystko. Gdyby nie ten wąż, który ją ostrzegł. Gdyby nie krótki pokaz możliwości magicznych(?) nowych „przyjaciół”. Jednakże to jej starczyło, aby pozostać na warunkach tego domu.
I w dodatku to dziwne przeczucie przynależności do tych ludzi. Nigdy się tak nie czuła jak właśnie tutaj. Rozmyślała, teraz nad słowami pana Lucjusza „witaj w domu”. A więc może to był właśnie jej dom? Tylko czemu akurat dowiaduje się tego teraz? Było wiele pytać, które chciała komukolwiek zadać. Ale nie tutaj. Musiała się powstrzymać. Nie miała najmniejszego pojęcia, komu można coś mówić, a komu nie…
 - Do jakiej chodziłaś szkoły? – z rozmyślań wyrwał ją ten sam niemiły chłopak, który poprzednio nie zrobił na niej najlepszego wrażenia. Nie była mu za to zbytnio wdzięczna. Jednak zauważyła, że patrzy na jej pusty talerz, w czasie kiedy wszyscy już dawno zaczęli swoją wieczerzę. Shere zakłopotała się tym, a następnie wróciła myślą do pytania. Jednak ni zdążyła na nie nawet odchrząknąć, gdy za nią odpowiedziała jej opiekunka:
- Niech cię to nie interesuje Draco – skwitowała go. A on zmieszany, niepewnie kiwnął głową. Shere z lekkim rozbawieniem uznała, że i on się boi jej opiekunki. A samej Bellatrix była wdzięczna, że skwitowała w ten sposób Draco, co mimo wszystko pozwoliło jej na nieodpowiedzenie na to niezręczne pytanie.
Mimo to temat powiódł dalej. Po paru minutach ciszy pan Malfoy postanowił wytłumaczyć synowi zaistniałą sytuację (jednakże tylko w pewnym stopniu).
- Draco to było niezbyt odpowiednie pytanie – odchrząknął – Mimo to powinieneś wiedzieć co nie co o naszym gościu. Otóż Shere – skłonił się lekko ku niej – We wczesnym dzieciństwie trafiła pod opiekę zwykłej mugolskiej rodziny – na co Draco z kpiącym uśmieszkiem zwrócił się ku Shere, a ona poczuła jak zaczyna się w niej rozpalać złość – Czarny Pan od początku zdawał sobie sprawę o zdolnościach jakie posiadła ów dziewczyna. Jednak wydarzenia po sobie następujące uniemożliwiły nieco odzyskanie jej. Więc pozostała w opiece mugoli. Jednakże – tu podniósł nieco głośniej – kiedy Czarny Pan powrócił, postanowił na nowo zająć się sprawą Shere. Jej ukryta moc oraz czystość krwi (uważano, że była daleką kuzynką z rodziną Lastrange) wzbudzała zachwyt Pana. Dlatego postanowił, abyśmy to my zajęli się wychowaniem na nowo Shere. Mamy rozkaz przygotować ją do przyszłego życia wśród nas. Teraz rozumiesz?
Jednak Draco siedział nieruchomo wpatrując się z lekkim niesmakiem w ojca. Powoli rozumował każde wypowiedziane przez niego słowo, dochodząc do wniosku, że Shere ma tu zostać. Oni mają ją „wychować”. Ma być jednym z nich. I że jest wielce lubiana przez ich Mistrza. To było wszystko dla niego dziwne. Ale nie tylko dla niego. Shere również słuchała tej wypowiedzi. Wciąż zastanawiając się kim jest Czarny Pan i jaki ona ma z nim związek? To było trudne. Ale musiała to zaakceptować. I to zrobiła. A ta dziwna siła, która nad nią „stała” wmusiła w nią pozostanie tutaj i wiarę, że to co się tu dzieje jest dobre…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ładnie proszę o komentarzyyk. ; d